wtorek, 25 kwietnia 2017

Sekret Pamięci

4. Poszukiwania nieznanego

   - No, gotowe. - Ford otrzepał ręce od pyłu, jednocześnie podnosząc się z kolan. Stęknął lekko, gdy już w końcu mógł się wyprostować. Takie wyprawy chyba stawały się dla niego zbyt wielkim wysiłkiem. - To już ostatni moduł.
   Puknął palcem we wbitą z ziemię maszynę. Wyłonił w ten sposób panel sterowania dziwnego drągu. W sumie jednego z sześciu, które rozmieścili po obwodzie koła. Klikał coś szybko, wprowadzając polecenia. Stojący nieopodal Dipper już trochę temu zrezygnował z prób odgadnięcia, do czego służą urządzenia, a teraz patrzył w ekran tabletu, na którym pojawiały się dane wprowadzane przez staruszka.
   - Dlaczego tam po prostu nie wejdziemy? - zapytał, przecierając podkrążone oczy. - Oszczędzilibyśmy czas i szybciej wrócili na wyżerkę. Mabel mówiła, że zrobi dzisiaj naleśniki.
   Wujek spojrzał na niego szybko. Pomyślał, że chłopak jednak nie posłuchał jego rady, siedząc do późna i planując wszelkie szczegóły. Aż tak bardzo nie mijał się z prawdą. Dipper uwielbiał być drobiazgowy. Czasami z ogromnej zalety cecha zamieniała się w wadę.
   - A chcesz zginąć? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Te moduły wykonałem po to, by niwelowały wyładowania magiczne na polu zerowym naszego wymiaru. A przynajmniej je zmniejszyły do minimum czwartego.
   Odpowiedź zawisła w powietrzu. Jej autor liczył na jakąkolwiek reakcję, która potwierdziłaby zrozumienie przekazu, a tymczasem nic takiego nie nastąpiło. Naukowiec westchnął, widząc niepewną minę krewnego. Ciągle zapominał, jak niewiele Dipper wiedział o sprawach naukowo-magicznych. Mimo ciągłej ciekawości, młodzieniec doświadczył jedynie wierzchołka góry lodowej, jaką były tajemnice anomalii, a także samej magii. Ten świat, był czymś więcej, niż wydawało się to na pierwszy rzut oka.

   - Tam na dole - zaczął objaśniać Ford i potarł skronie. - Jest takie natężenie strumieni, takich cieniutkich „niteczek”, prądów, wyładowań, zwij jak chcesz, magii, że gdybyśmy tam teraz zeszli, przed aktywowaniem tych badyli, zginęlibyśmy, zanim zdołałbyś mrugnąć. Nasze ciała nie są przystosowane na porcję tak potężnej energii. Oczywiście mówię o nas, jako o ludziach. Istnieją istoty, na których szalejąca w dole magia nie zrobi najmniejszego wrażenia.
   Dipper kiwał głową z mądrą miną, udając, że wszystko rozumie, chociaż w głębi duszy miał wątpliwości co do kilku spraw. Najwyraźniej jego wuj czasami zapominał, że on nie jest naukowcem i nie ma tych wszystkich doktoratów. W końcu jednak odłożył trzymane urządzenie na ziemię i kucnął, rozgarniając trawę wraz z mchem, jednocześnie powiększając fragment odsłoniętego wejścia. Podczas gdy Ford klikał coś uparcie na ekranie, młodzieniec wpatrywał się w kamień. Coś nie dawało mu spokoju. W końcu wyjął z leżącego nieopodal plecaka scyzoryk, ostrożnie zacząć podważać materiał.
   Skrzywił się, gdy ostrze drgnęło, jakoś rozcinając mu przy okazji opuszek. Chłopak zmarszczył brwi, biorąc palec do ust. Jego krew była słona. W końcu, wysilając się, podniósł kamienną płytę, odsłaniając przejście. W świetle dnia mógł dostrzec kamienną podłogę, wcale nie tak odległą. Spodziewał się korytarza o niższym stropie, a ten tu miał może z dwa i pół, do trzech metrów wysokości. Półuchem usłyszał, jak Ford mówił, że za minutę już urządzenia będą aktywowane. Zawahał się.
   - Dziesięć, dziewięć, osiem... - zaczął odliczać kobiecy, metaliczny głos. Teraz albo nigdy. Dosłownie na ułamek sekundy chłopak oparł dłonie o krawędzie i skoczył. Zamknął oczy. Usłyszał jeszcze krzyk swojego wuja, który widząc, co młody wyprawia, porzucił swoje stanowisko, pędząc w kierunku wejścia. Naukowiec w duchu modlił się, żeby urządzenia włączyły się szybciej, niż przewidział. Siedem, sześć... W przeciwnym razie Dipper jest już martwy.
*~*
   Mabel zeszła powoli po schodach, krzywiąc się za każdym razem, gdy skrzypnęły. Ktoś powinien to w końcu naprawić. Nie zamierzała oznajmiać wszystkim na całej planecie, że w końcu wygrała walkę i zwlokła się z łóżka. Gdy tylko otworzyła oczy, przywitał ją widok pustego pokoju. Mogła się domyślić, że Dipper wraz z Fordem wyruszą wcześnie rano, podczas gdy ona będzie słodko spać. W kuchni również nikogo nie było, dziwne. O tej porze powinien być tam przynajmniej Stanley. A tymczasem jego też gdzieś wywiało. Zastanawiające.
   Na parterze musiała aż przetrzeć oczy ze zdumienia. Dlaczego cała kuchnia była w różowej farbie?! Niedowierzanie odmalowało się na jej twarzy. Podeszła więc do ściany i przejechała po niej palcem. To nie była iluzja. Na dłoni dziewczyny zostały różowiutkie ślady. Wytarła ją o bluzkę od piżamy, dodając kolejne plamy do kolekcji. Podeszła do stołu, wciąż rozglądając się niespokojnie, jednak do jej serca zaczął powracać spokój, gdy na blacie ujrzała kartkę.
   Mabel! Nie mam pojęcia, co Soos znowu zmajstrował przez noc, no kompletnie go nie rozumiem. Nie wystrasz się, ale cała kuchnia jest teraz... różowa! Wyobrażasz to sobie? RÓŻOWA. Ford oraz Twój brat wyruszyli gdzieś już z samego ranka. No a ja? Muszę zaciągnąć Soosa do sklepu po jakąś znośną farbę. Trochę to zajmie. Na patelni jest świeża jajecznica. Musisz ją tylko sobie podgrzać. Smacznego! Sam przygotowywałem. Wendy ma pilnować wszystkiego w sklepie dzisiaj. Teoretycznie przynajmniej. Miej oczy szeroko otwarte i uważaj na siebie.
Wujek Stanek
   To wiele wyjaśniało. Chociaż wciąż pozostawało zagadką, czemu menedżer przemalował akurat kuchnię? Wzruszyła ramionami, podpalając gaz pod patelnią ze wspomnianą jajecznicą. Ciekawe ile skorupek znajdzie, zajadając się nią? Stan nie był w końcu najlepszym kucharzem na świecie.
   Samotne śniadanie najlepszą opcją nie było, no ale co zrobić? Pozostawało jej zadowolić się tym, co ma. W sumie, to miała pomysł, czym się później zająć. Ciekawe, czy Grenda i Cuksa mają jakieś plany?
*~*
   Lot na dół nie był długi. Gorsze było to uczucie, które kazało Dipperowi skoczyć. Przecież Ford wyraźnie powiedział, że póki sprzęt nie będzie aktywny, nie mają szans na przeżycie. Dlaczego on to zrobił? Nie wiedział. Widział przez chwilę tylko i wyłącznie ciemność, jakby zamknął oczy, chociaż tego nie pamiętał. Czuł się niezwykle lekki. Czyli tak jest po śmierci - pomyślał chłopak. Coś jednak mu mówiło, że wciąż jest w świecie żywych, chociaż nie mógł się przełamać, by w to uwierzyć.
   - Dipper! - Dźwięk przeniknął jego uszy. - Dipper, chłopcze!
   Chyba jednak żył, skoro słyszał Forda. A może w tym świecie odbijały się echa jego dotychczasowego istnienia? Chłopak potrząsnął głową, próbując zmusić swój mózg do pracy. Powoli rozjaśniało mu się przed oczyma. Mógł już śmiało zobaczyć kamienie tunelu.
   - Ż-żyję. Chyba - odkrzyknął wujowi.  Słyszał w głowie dziwny szum. Koło niego wylądowała z cichym szmerem lina, a naukowiec z gracją zjechał po niej w dół.
   - Nigdy więcej tak nie rób! - Staruszek był wściekły. - Zrozumiałeś?! - Dipper pokiwał tylko głową, niepewny swojego głosu. - Dlaczego wszyscy nastolatkowie muszą być tacy narwani i nieodpowiedzialni? Mówiłem przecież wyraźnie: jak za szybko zejdziemy, zabije nas. Ale nie, musisz po swojemu zrobić. - Pokręcił głową z niezadowoleniem, co podkreślał również wyraz twarzy. Wyciągnął jednak do chłopaka rękę, oferując pomoc, co ten przyjął z wdzięcznością. - Jedno szczęście, że sprzęt się jednak wcześniej uruchomił. Inaczej śmiało moglibyśmy planować pogrzeb.
   - Ogromne szczęście. - Młody skrzywił się, cały obolały. Stanowczo. Skok z wysokości nie był dobrym pomysłem. Rozejrzał się badawczo po przejściu. - Dokąd prowadzi tunel?
   - Teoretycznie wszędzie. Natrafiłem niedawno na całą mapę podziemnych tuneli. A z moich badań wynika, że niektóre są nawet starsze niż UFO.
   Szatyn gwizdnął przez zęby. Multum tajemnych przejść. To robiło wrażenie; aż do głowy wpadły mu pomysły na wykorzystanie ich. Gdyby tylko mógł je pokazać znajomym. No ale nie mógł. Jeszcze by się rząd za bardzo zainteresował. A to byłoby Pinesom nie na rękę. Już nie wiadomo jakim cudem udało się im ukryć przed światem Dziwnogeddon. Ziemia miała za dużo problemów z dziwnymi obcymi i bez ich pomocy.
   Młodzieniec podążył za wujem, który ze swojego plecaka wyjął latarkę. Snop światła nie wyłaniał zbyt wiele poza wszechobecnym materiałem budowlanym.
   - W sumie, czego my tu szukamy? - odważył się w końcu zapytać chłopak, a jego słowa poniosły się echem. Automatycznie ściszył głos, nie chcąc, by ktoś niepowołany ich usłyszał. - To nie jest miejsce na ukrycie artefaktu.
   - No właśnie. Z pozoru nie jest dobre. A pozory mylą - odpowiedział tajemniczo naukowiec. - To miejsce jest naprawdę bardzo stare. Znalazłem jednak zapiski, mówiące, gdzie mniej więcej szukać naszego skarbu. Nie radziłbym się ociągać! Byłem tu już ze dwa razy, a im dłużej czekałem, tym ciekawiej, znaczy, gorzej się to kończyło.
   - Jak to gorzej?
   - Poczekaj chwilę, to się przekonasz - rzucił wesoło Ford, nawet się nie oglądając, a Dipper przyspieszył kroku. Jakoś nie uśmiechało mu się na razie dowiadywać, co spotkało tutaj jego towarzysza.
*~*
   Laura wygodnie usadowiła się za kasą i otworzyła puszkę Pitt Coli, rozpoczynając czytanie książki w miejscu, gdzie ostatnio skończyła. Dzień był naprawdę wspaniały, jednak ona miała podkrążone oczy. Zdecydowanie spała zbyt krótko, o ile wydarzenie z poprzedniej nocy można było nazwać snem. A gdy słońce już wzeszło, nieważnie jak bardzo się starała, nie mogła zasnąć. Przynajmniej tak podejrzewała, bo po zejściu do kuchni na chwilę urwał jej się film. A teraz pomieszczenie było calutkie podejrzanie różowe.
   Przeciągnęła się, ciągle zmęczona, oczy same jej się zamykały. W dodatku słońce tak przyjemnie grzało przez szyby... Prawie pogrążyła się w słodkim śnie, gdy nagle zadzwonił dzwonek u drzwi, momentalnie wyrywając ją ze stanu półświadomości. O mały włos i by zleciała ze swojego stołka, jednak w ostatniej chwili zapanowała nad sytuacją, przyglądając się nowo przybyłej osobie.
   - W czym mogę panu pomóc? - zapytała, starannie modulując swój ton głosu i uśmiechnęła się profesjonalnie. - Jakiej tajemnicy pan pragnie?
   - Och, nie kłopocz się złotko - odparł klient, rozglądając się uważnie. Nie wydawał się stary, miał może dwadzieścia lat maksymalnie i wzbudzał zaufanie od pierwszego spotkania. Mimo panującego na zewnątrz ciepła, nosił jasnobrązowy płaszcz. - Porozglądam się tylko, nie chcę sprawiać kłopotów.
   - Ależ to żaden kłopot. - Laura wyszła zza lady. - Jest tu tyle towarów, na pewno znajdzie pan coś dla siebie. Jak coś, służę pomocą. - I zajęła się czymś innym.
   Klient podchodził do różnych półek, czasem brał jakieś przedmioty, oglądał uważnie, a potem odkładał z powrotem na swoje miejsce, zaś sprzedawczyni obserwowała go kątem oka. W sumie powinna być tu z nią Wendy, jednak ta znowu gdzieś zniknęła. Laura przymknęła na to oko. Tak naprawdę sama też się wymykała, więc koleżanki kryły się nawzajem. Jak na razie jedna osoba stanowczo wystarczała do ogarnięcia całego sklepu.
   Nastolatce zdało się nagle, że u mężczyzny zobaczyła koci ogon, gdy przechodził od jednej wystawy do drugiej. Przetarła niedostrzeżenie oczy, będąc pewną, że ma sny na jawie. Jednak nie. Ogon jak najbardziej skrywał się pod płaszczem. Pytała w myślach, co tu jest grane. Może to jeden z tych całych cosplayerów - pomyślała. Z rytmu wybiło ją to, że niespodziewany dodatek poruszył się nagle z niepokojem. Przyłapała się na tym, iż gapi się na klienta. Szybko odwróciła wzrok, jednak było już zbyt późno.
   - Coś nie tak? - zapytał mężczyzna i spojrzał na spłoszoną dziewczynę.
   - Ależ nie - zaprzeczyła dziewczyna, odważywszy się podnieść wzrok i zajrzeć w jego oczy o kocich źrenicach. Nie pamiętała, by miał takie po wejściu tutaj. - Jeśli mogę spytać, czego pan tak właściwie szuka?
   Mężczyzna przekrzywił głowę, mrużąc oczka, a Laura cofnęła się szybko, chwytając pierwszą lepszą rzecz w ręce jako narzędzie obrony. Klient machnął palcami, a przedmiot wyfrunął jej z rąk i zawisnął w powietrzu naprzeciwko niej. Zdobiona, tajemnicza szabla, podobno jakiegoś słynnego pirata. Po prostu wspaniale. Co za geniusz dał tutaj szablę?! - oburzyła się nastolatka w myślach.
   - Przekonasz się niedługo. - Wyszczerzył się magiczny.
*~*
    - Mam coś! - Dipper odwrócił się do wuja, trzymając w rękach dokument. Obchodził się z nim naprawdę ostrożnie, gdyż materiał, z którego go zrobiono, był bardzo delikatny, jakby zniszczony przez czas. Uklęknął, rozwijając go i aż sapnął ze zdumienia. Ukazane w świetle latarki czołowej pismo zachowało się perfekcyjnie.
   Znajdowali się w okrągłej sali, gdzieś pod polaną, na której Dipper znalazł kiedyś kryształy, zmieniające rozmiar. Tak przynajmniej twierdził Ford, spoglądając na jedno ze swoich dziwnych urządzeń. Teraz jednak oboje wpatrywali się w dziwne zapiski. Naukowiec zmarszczył brwi, coraz bardziej zaniepokojony. Podrapał się po głowie, próbując rozszyfrować znaki.
   - Widziałeś kiedyś takie pismo? - zapytał. Młodzieniec pokręcił tylko przecząco głową. Nawet symbole na portalu były inne. - Dziwne, bardzo dziwne... Musimy to zbadać i rozszyfrować.
   - Spakuję to do plecaka - odparł chłopak i tak zrobił. Tak, to nie było odpowiednie miejsce na studia nad językiem. Każdy wrócił do swoich badań. Nastolatek przeszukiwał wciąż to samo miejsce, mając przeczucie, że jest tam coś więcej. - Jak myślisz wujku, co to może być?
   - Teoretycznie? - Staruszek skanował pomieszczenie na obecność różnorakich pułapek oraz magicznych uroków. - Wszystko. Od pewnego rodzaju mapy, przez zwój zaklęć aż po zwyczajne zapiski opisujące jakieś obrzędy.
   - Nie, chodzi mi o to pomieszczenie. - Mówiąc to, wstał, i, rozłożywszy ramiona, obrócił się wokół, pokazując w ten sposób salę. - No bo w końcu cały system podziemnych korytarzy i sal musi czemuś służyć. Chyba nie trzymali tu owiec, co?
   - Ależ absolutnie nie. - Naukowiec nawet się nie odwrócił, zbyt pochłonięty wynikami skanowania. Zmarszczył brwi, przez chwilę nie odpowiadając zupełnie nic, jednak w końcu zdecydował się udzielić odpowiedzi: - Jeśli dobrze odczytałem wszystko, cały ten system był częścią ogromnej, pradawnej świątyni. Możemy tutaj się spodziewać naprawdę wszystkiego. Więc oczy szeroko otwarte.
   Jego wypowiedź wydawała się jakaś okrojona, lecz krewny nie dopytywał więcej, jakby nie zauważając, że Forda coś męczy. Dipper powrócił więc do przekopywania kolejnych półek, tym razem zawalonych całymi zwojami, pokrytymi pajęczynami. Niektóre już się rozpadały, więc musiał zwolnić i stać się bardziej ostrożnym. Ford tymczasem potrząsał swoim urządzeniem, nie wierząc w to, co pokazuje.
   - Pewnie się zepsuła - mruknął do siebie, mrużąc oczy. Zaczął chodzić po sali, porównując odczyty z różnych miejsc. Coraz większy niepokój go ogarniał. Coś tutaj mocno nie grało. Z tego, co wiedział, magiczne pułapki bywały zastawiane na wejściach. No bo jak inaczej ktoś miał się tutaj dostać? Nie było szans. A mimo to...
   Urządzenie wydało z siebie przeciągły pisk, na który Dipper podskoczył z przestrachem, pytając: „Co się dzieje?”, jednak Ford uspokoił go gestem, sam jednak nie będąc spokojnym nawet w najmniejszym stopniu. Jego myśli gnały po głowie; zadawał sobie tysiące pytań. Powoli podszedł do miejsca, które mechanizm określał jako pełne magii. Niewielka półka, pełna różnych szpargałów. W większości zepsutych i nieprzydatnych. Naukowiec nie zwrócił na nie uwagi, rozgarniając je na boki i jednocześnie rozrywając pajęczyny. Dipper patrzył na niego z drugiego krańca - jeśli można o tym powiedzieć - okrągłego pomieszczenia. Na twarzy chłopaka pojawiły się początki niepokoju. Pragnął zapytać, co jego wuj znalazł, jednak jakoś nie potrafił z siebie wydobyć głosu.
   Tymczasem Ford wyciągnął rękę, badając same krańce skrytki. W końcu dotknął tego, czego szukał. Urządzenie zaczęło szaleć, jednak on nie zwracał na nie uwagi, zbyt pochłonięty wydobyciem swojego przedmiotu. Ostrożnie cofał dłoń, dzierżąc w niej coś w rodzaju zwoju czy tuby. Gdy tylko oświetliło je światło latarki, naukowiec zbladł, patrząc na ten sam rodzaj pisma, co na zapiskach. Nie mógł złapać oddechu, myśląc, że to niemożliwe. Słychać było metaliczny dźwięk, gdy to, co znalazł, spadło na posadzkę.
   - Wujku co się dzieje?! - Dipper biegł w jego kierunku, kiedy pomieszczenie zaczęło się trząść, jakby coś zmierzało w ich kierunku.
   - Biegnij! - wrzasnął Ford, sam jednocześnie rzucając się do ucieczki.
   Wolał nie przekonywać się, co za magiczne zabezpieczenie zostało tutaj zastosowane. Nie obejrzeli się za siebie. Nawet gdy pojawił się cień, pieszczotliwie podnosząc upuszczony przedmiot i odkładając go na swoje miejsce.
*~*
   Laura zamarła, patrząc na unoszącą się, dosłownie centymetry od jej twarzy, szablę. Zastanawiała się nad tym, czy śni, czy ktoś jej próbuje zrobić jakiś głupi żart. Jeśli to drugie, to normalnie uśmiała się za wszystkie czasy.
   - Chwila, chwila, chwila - odezwała się po odchrząknięciu i uniosła rękę, odsuwając na bok ostrze. - Co oni dodają do tej Pitt Coli?
   Mężczyzna spojrzał na nią jak na wariatkę, a ona dodała tylko:
   - No co, no? - I wzruszyła ramionami. - Mam chyba prawo wiedzieć, co piję, że wywołuje to takie halucynacje.
   - Halucynacje? Halucynacje? - Facet aż się zapowietrzył. - Kobieto, skąd tyś się urwała?
   Nastolatka spojrzała na niego spode łba, podchodząc do niego bliżej.
   - Skąd ta pewność, że to jest prawdziwe? - zapytała, stając tuż przed nim i uśmiechnęła się z wyzwaniem. - Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, czy jakoś tak to było.
   - O czym ty znowu mówisz? - Całe zagadnienie wybiło na chwilę magika z rytmu, jednak zaraz się otrząsnął. - To nie halucynacje złotko. Tylko magia... - Uśmiechnął się kątem ust i pstryknął palcami. Wokół Laury zaczęły się unosić przedmioty.
   - Pytam po raz ostatni: czego pan tu szuka? - Jej pewność siebie jakby zniknęła. Przełknęła ślinę, nagle obawiając się o swój żywot. Cóż za ironia. Raz skacze prosto pod kły wściekłego psa, bez chwili zastanowienia, a trochę później trzęsie się ze strachu przed byle czarodziejem.
   - Powiedzmy, że... pewnej rzeczy. - Tym razem uniósł ją, na wysokość około trzydziestu centymetrów nad ziemię tak, że młoda nie mogła złapać oddechu. - Pewnego artefaktu... Ale nie sądzę, żebyś mi mogła pomóc. - Jego źrenice się zwęziły, a on sam wyszczerzył ząbki. - No, chyba że coś wiesz? - Samą siłą woli uniósł ją wyżej. Laura sięgnęła dłońmi do szyi, jakby chciała spróbować rozluźnić niewidzialną pętlę. - Och, teraz nic nie mówisz? Jaka szkoda...
   Odwrócił się nagle w kierunku wejścia na zaplecze, słysząc jakieś rozmowy. Momentalnie fioletowowłosa zleciała na deski podłogi, desperacko łapiąc oddech. Uniosła się na łokciu.
   - Nie martw się złotko, jeszcze się zobaczymy - powiedział magik i wyszedł.
   Nie było to łatwe, lecz nastolatka zdążyła jakoś doprowadzić się do ładu, gdy do pomieszczenia weszła Mabel w towarzystwie dwóch koleżanek.
   - Cześć Mabel, cześć Grenda, cześć Cuksa - przywitała je, jak to nakazywała etykieta. Uśmiechnęła się przyjaźnie, a te również jej odpowiedziały, więc zagadała dalej: - Co tam u was?
   Obie koleżanki szatynki Laura poznała trochę po podjęciu pracy w sklepie. Przychodziły tutaj w sumie dosyć często, dopytując o przyjaciółkę. Nastolatka czuła niejaką zazdrość, patrząc na ich relację. Rozumiały się bez słów, chociaż wydawały się tak różne. Grenda nie była jakoś szczególnie wysoka; była bardziej przysadzista, o brązowych włosach i ciemnych oczach. Jej twarz niczym się nie wyróżniała, no może była nieco pulchna i wiecznie okraszona uśmiechem. Sama dziewczyna miała w sobie pełno optymizmu i ducha walki. Wybierała raczej stroje sportowe, bardziej męskie, a przede wszystkim wygodne. Teraz nie było inaczej.
   Zaś Cuksa? Zdawać się mogło, że to jej odwrotność. Taka szara myszka, woląca nie walczyć i pozostać w cieniu. Miała długie, ciemne włosy, które zazwyczaj spinała w niechlujnego koka. Do tego okularki kujonki, które dodawały jej swego rodzaju uroku. Generalnie prezentowała się naprawdę ładnie, mimo starannie dobieranych ciuchów, które miały tego nie podkreślać.
   - Wszystko dobrze - odezwała się wesolutka Mabel. - No, poza różową kuchnią, ale Stan się tym zajmie. Planowałyśmy iść właśnie na miasto. Idziesz z nami?
   - Nie mogę - zasmuciła się Laura, chociaż serce wciąż biło jej bardzo szybko. - Dyżur w sklepie. Jeszcze tyyyyyyle czasu przede mną. Cholera. A chętnie bym się stąd wyrwała.
   - Hej, wojowniczko. Jak skończysz zmianę, zgłoś się do nas - zaproponowała jej swoim niskim głosem Grenda. - Będzie fun.
   - Ej, to może zostaniemy tutaj jeszcze trochę. W końcu sklepów nam przed nosem nie zamkną, co nie? - Odezwała się niespodziewanie Cuksa. Heterochromiczka uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Może ten dzień nie będzie zły. Chociaż w jej duszy zagościł pewien swoisty niepokój  w związku z tym, co się przed chwilą stało. Ale nie może im powiedzieć, bo uznają ją za wariatkę.
*~*
   Ford wyłonił się z wejścia, chwytając pomocną dłoń Dippera. Gdy tylko wuj wydostał się z tunelu, zasuwając za sobą wejście, chłopak legł na trawie, łapiąc oddech. Przebiegli praktycznie całą drogę od sali, aż tutaj. No dobra, prawie całą. Nie było sensu gnać na złamanie karku, zwłaszcza że nic ich nie goniło. Przynajmniej od pewnego momentu. Zastanowiło to chłopaka. Mieli przecież broń, więc dlaczego nie stawili czoła zagrożeniu, tylko uciekli? Postanowił o to zapytać, jak tylko złapie oddech.
   - Wujku... Dlaczego? - zdołał wysapać, siadając. Bolał go bok. Zdecydowanie powinien popracować nad swoją kondycją. - Przecież dali... byśmy im radę.
   Ford również dyszał, ale nie pozwolił sobie na tę chwilę luksusu, jaką było wylegiwanie się. Najpierw wyłączył wszelakie maszyny, a potem zaczął je rozmontowywać. W jego ruchach można było wyczuć dziwny pośpiech.
   - Nie zadawaj pytań, tylko mi pomóż - rzucił, nawet się nie odwracając.
   Teraz szatyn zaczął się naprawdę niepokoić. Może i bywali w niebezpiecznych sytuacjach, ale staruszek nigdy nie odmawiał mu odpowiedzi. Tym razem to było coś zupełnie innego, a chłopak nie zamierzał tak szybko odpuścić. Jednak na razie, zgodnie z poleceniem, pomagał wujowi w demontażu sprzętu. Na jednym z paneli rzuciła mu się w oczy godzina aktywowania. Dziwne... Szkoda tylko, że nie spojrzał na zegarek przed tym głupim skokiem. Ale czasu nie cofnie. Kiedy mieli już wszystko spakowane, Dipper rzucił:
   - No więc? O co chodzi? Widzę, że coś cię trapi wujku, więc wolę się spytać, niż żeby potem mieli do mnie pretensje, że znowu coś schrzaniłem.
   - Nie odpuszczasz, co? - Ford rzucił mu spojrzenie, spod zmarszczonych powiek. Wyraźnie było widać, że coś go męczy. Założył plecak i zaczął iść w kierunku Tajemniczej Chaty, a młodzieniec podążył za nim. - Jest coraz gorzej. - Urwał, zamyśliwszy się. Wciąż się wahał, co może powiedzieć, a co lepiej na razie przemilczeć. Ten marsz w jakiś sposób pozwalał mu się uspokoić.
   - Dobra, zapytam wprost: co takiego wujku tam znalazłeś? - Zniecierpliwił się trochę Dipper, wyczuwając naprawdę długą przerwę. Był prawdziwie zainteresowany, co takiego kryły te przejścia. Ford westchnął głośno.
   - Pamiętasz ten pistolet to wymazywania pamięci? Ten, co to wymazaliśmy Stankowi pamięć? - Dipper pokiwał głową. - Mabel go zniszczyła. A tam na dole - pokazał palcem ziemię - znalazłem cylinder. Taki jak ze wspomnieniami. Opisany tym samym językiem co zwój. A to nie zwiastuje niczego dobrego.
   - A do tego te zabezpieczenia... - wykrztusił z siebie Dipper, uświadamiając sobie, że faktycznie zbyt dobrze nie jest. - A... Ale jak to w ogóle jest możliwe?
   - Nie wiem. Po prostu nie wiem. Zbyt mało wiadomo, zbyt mało danych. Musimy się lepiej przygotować i to wszystko zbadać. Najlepiej by było, gdybyśmy jeszcze zdobyli artefakt, ale na to się raczej prędko nie zanosi, bo powinien być gdzieś w tunelach.
   - A to samo siebie wyklucza, skoro są tam wszystkie te pułapki. No i stwory, nie możemy zapominać o stworach.
   - Trafiłeś w samo sedno chłopcze... W samo sedno.
*~*
     - No to jak? - zapytała Cuksa, układając na półce ostatnią rzecz. - Możemy iść?
   Mabel spojrzała na nią zza kija od miotły. Wszystkie cztery zajmowały się wyjątkowo sklepem. No, Laura może nie, ale trójka przyjaciółek postanowiła zrobić dobry uczynek i jej pomóc. W sumie, to nawet fajnie się bawiły, spędzając razem czas. Chociaż ile można siedzieć w jednym pomieszczeniu, gdzie, póki co, klienci wpadają od wielkiego dzwonu?
   Stan wrócił już jakiś czas temu, a teraz razem z Soosem przemalowywali kuchnię na jakiś normalniejszy kolor. Panienka Pines nawet nie miała ochoty tam zaglądać, rezygnując z pierwotnego planu robienia naleśników. Trudno, innym razem będą mieli okazję posmakować jej przysmaków. Wyjątkowo Stanek pozwolił im zamówić pizzę, którą wszyscy się zajadali. Pojawiła się nawet Abuelita, prowadzona przez uroczą Melody.
   - Nie wiem, czy mogę - odpowiedziała Laura, rzucając przełożonej proszące spojrzenie. Dziewczyna Soosa tylko westchnęła.
   - Odwaliłyście kawał dobrej roboty. No lećcie. Ale żeby mi to było ostatni raz.
   - Yes mum! - Pracownica jej zasalutowała i wybiegła za koleżankami, ciesząc się pięknym dniem. Jednak dobrze, że tym razem zostawiła sweter w swoim pokoju. Prawdopodobnie by się w nim ugotowała.
   Szły przez chwilę w milczeniu, aż Grenda odważyła się zapytać:
   - To co teraz? Kino?
   - No nie wiem... - zaczęła Cuksa. - Kino w taki fajny dzień? Może skombinujemy sobie stroje i pójdziemy na basen? W końcu upał jest.
   - A ty wiesz dziewczyno, ile tam ludu będzie? - zaprotestowała Mabel. - Ścisk, tłok i nie wiadomo, co jeszcze.
   - Ej, chwila... - Grenda nagle się ożywiła. - Czy to nie chodzi przypadkiem o Syrenando?
   - Skąd ty o nim wiesz?!
   - Ma się swoje źródła. - Zaśmiała się, a trzecia z przyjaciółek jej zawtórowała. - Więc miałam rację! - Klepnęła w ramię idącą obok Laurę, która aż się wzdrygnęła. - Widzisz? A nie mówiłam?
   - Em... taak? - Zaczepiona nie brzmiała zbyt pewnie, ponieważ nie bardzo wiedziała, o co chodzi dziewczętom. W sumie nic nowego. Wszystkie zaczęły teraz już jawnie się śmiać.
   - Kurczę, Laura, a może ty też myślisz o jakimś chłopaku, co taka nieobecna jesteś?
   - No co ty, Mabel! Zwariowałaś, czy jak? - Oburzyła się zapytana. - Nie, nie, nie i jeszcze raz nie.
   - Jasne, jasne - odezwała się cicho Cuksa, a młoda posłała jej spojrzenie pełne oburzenia. Zaraz potem odwróciła się, udając śmiertelnie obrażoną. Dziewczynie wydało się, że widziała coś między drzewami rosnącymi wokół drogi. - Ech, to dokąd w końcu?
   - A może salon gier? - Laurze momentalnie przeszło. - Podobno mają świetne gierki. Urządzimy sobie turniej. Potem możemy zobaczyć, co grają w kinie, a ewentualnie wieczorem przejść się na basen, jak już będzie mniej ludzi.
   - No dobrze, dobrze... - Mabel wydawała się nie do końca przekonana, ale, po małych zmianach, wszystkie się ze sobą zgodziły. Zapowiadało się naprawdę spokojne popołudnie, chociaż nie wszyscy byli w stanie do końca się zrelaksować.
*~*
    Laura rzuciła się na łóżko, wyczerpana. Niby nic takiego nie robiła, a jednak nieprzespana noc robiła swoje. Westchnęła z zadowolenia, układając się wygodnie. Ani się obejrzała, a oczy same jej się zamknęły. Niby zaraz się ocknęła, ale zamiast swojego pokoju ujrzała ponownie tę dziwną mgłę. Z tym, że tym razem miała na sobie długi, czarny płaszcz z kapturem, długie spodnie oraz wiązaną w pasie ciemnofioletową tunikę z szerokimi rękawami. Włosy o dziwo splecione były w warkocz.
   - To jak? - Znowu usłyszała ten głos. Raczej nie da jej za wygraną.
   - Zgadzam się. - Laura wzięła głęboki oddech. - To miejsce jest dziwne. Chcę, żebyś mnie nauczyła posługiwania się tą dziwną księgą.
   - To stan duchowy. Nie dziw się. A zdecydowanie się, nie zajęło ci to długo. Szczerze mówiąc, myślałam, że będę musiała się bardziej wysilić. Czyli Tesut'yun podziałało, nie? - odezwał się kobiecy głos. Tym razem dziewczyna mogła ujrzeć zarys kobiecej sylwetki. Ledwie widoczny cień, lecz zawsze było to coś. - Najlepiej będzie, jak zaczniemy od zaraz. - Przed nastolatką pojawił się „Eternoll”, a jakaś siła otworzyła go i zaczęła kartkować. Adeptka mogła tylko domyślać się, że to właśnie kobieta szukała czegoś wśród stronic. - To nie, to nie... Za trudne... To użyłaś... - słyszała mruknięcia. W końcu na coś się zdecydowała. - O, to będzie idealne.
   - Igneum profis - odczytała nastolatka, gdy dzieło odwróciło się w jej stronę.
   - Właśnie tak, moja droga... Właśnie tak. Nie jest to zaklęcie zbyt ciężkie do opanowania. Powinnaś sobie z nim poradzić. Ogniu przybądź.
   Wokół nich zmaterializowało się otoczenie. Dziewczyna ze zdumieniem na twarzy rozglądała się wokół. Miejsce to wyglądało kropla w kroplę jak Wodogrzmoty Małe. A może to były one? Chociaż szczerze w to wątpiła. Po raz kolejny był to swego rodzaju sen. Stan „duchowy”, jak to zostało nazwane. Chociaż, z drugiej strony, to wszystko wyglądało tak bardzo realistycznie. Nawet była noc, a świerszcze grały ostatnie nuty swojego koncertu.
   - No więc? Jak mam to zaklęcie aktywować, czy coś? Czary mary, abrakadabra magio przyjdź, przynieś mi ogień?
   - Oczywiście, że nie. - Cień zaśmiał się. - Weź księgę w lewą rękę. - Adeptka przełożyła ją ostrożnie, bojąc się, by nie upuścić dzieła. - Wyluzuj. Nie jest z cukru. Przeżyła o wiele gorsze rzeczy. A więc, wracając... Lewa noga naprzód, prawą ręką zrób gest, jakbyś chciała z ognia zrobić koło. I musisz to sobie wyobrazić.  A jak już sobie wyobrazisz, po prostu powiedz zaklęcie.
   Nastolatka nic nie odpowiedziała. Zamknęła tylko oczy i, w skupieniu, wysunęła koniuszek języka. Zrobiła tak, jak jej przykazano. Uchyliła powieki, spodziewając się ognia. Mina jej zrzedła, gdy nie zobaczyła żadnego efektu.
   - Ale jak to? - zasmuciła się.
   - Spokojnie, to się zdarza. Nie od razu wyjdzie, pamiętaj. Musisz ćwiczyć. Praktyka czyni mistrza. Trenuj, dopóki nie będziesz mogła przywoływać ognia bez tego całego schematu, to się da wyćwiczyć.
   Laura uśmiechnęła się tylko do niej, kiwając twierdząco głową. Pora ostro zabrać się do pracy. Powtórzyła całą sekwencję. Tym razem pojawił się niewielki płomyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz