czwartek, 6 kwietnia 2017

One Shot

I tak zawsze będą nienawidzić

   Śnieg padał tak gęsto. O wiele za gęsto, by ktokolwiek normalny wychodził o tej porze z domu. Wszyscy pochowali się w ciepłych wnętrzach budynków, wcześniej wołając swoje pupile, więc nawet i one nie szlajały się po ulicach. Czasami tylko szosą jechał pojedynczy samochód. Zmierzch zapadł już dawno, ale światło lamp przegrywało z masą śniegu.
   Brnęła przez tę zamieć, tak przeraźliwie samotna w tym wszystkim. Pragnęła odpocząć, ale musiała, musiała biec. Mroźne powietrze wypalało jej płuca, a w dodatku miała potworną kolkę. Oddech ulatywał ku niebu. Tak bardzo chciała rozwinąć skrzydła i unieść się, lecz dosyć już kłopotów miała przez magię.
   To było tylko jedno, maleńkie zaklęcie. A oni wszyscy zachowują się jakby co najmniej prezydenta porwała. Co kogo obchodziło, że uratowała tamtych ludzi?
   Usłyszała za sobą warkot samochodu. Serce prawie stanęło dziewczynie w piersi. To oni! Dziwne jednak było, że przez opady przebijał się dźwięk wyłącznie jednej maszyny. Żadnych Quinjetów? Jakim cudem? Słyszała o poszukiwaniach tych całych Nieludzi. W jej przypadku była jedna, zasadnicza równica: nie była w żadnym calu mutantką.
   Miała całe życie przed sobą, w końcu szesnaście lat to nie tak dużo, prawda? Bała się, a jakże. Wiedząc, że są coraz bliżej, w panice przypadła do drzwi jakiegoś domu, waląc w nie z rozpaczą. Jej twarz wykrzywił grymas strachu, jak na złość nikt nie otwierał, chociaż widziała światła na piętrze domostwa.


   Trzaśnięcie drzwiami samochodu. Kroki. Nie jednej osoby, lecz kilku dorosłych; zapewne mężczyzn. Młoda odwróciła się plecami do drzwi, gołe palce zaciskając na materiale, z którego zostały zrobione. Stanowczo powinna zainwestować w rękawiczki, ponieważ ledwo wyczuwała opuszkami powierzchnię.
   Powoli mogła rozróżnić cztery osoby. Troje z nich miało czarne, kuloodporne stroje oraz coś w stylu karabinów, póki co lufami skierowanymi w dół. Czwarty z nich był ubrany trochę jak taki typowy federalny z filmów. No dobra, nie do końca, bo miał na sobie ciepłą kurtkę i czapkę. Nie było widać, jakoby miał broń, ale raczej nieuzbrojony by nie podchodził.
   - Spokojnie. Jestem Agent Phil Coulson z S.H.I.E.L.D. Chcemy ci pomóc - przemówił, robiąc krok. - Wiem, że to wszystko jest przerażające.
   - Nie radzę się zbliżać - syknęła, jeszcze bardziej przylgnąwszy do drzwi, jakby one były jej ratunkiem. - Nie chcę waszej pomocy.
   - Jesteś pewna? - Phil mówił łagodnym tonem. Miał nadzieję, że uda się nawiązać z nastolatką jakąś formę współpracy. - Możesz mieć poważne kłopoty, jeśli to, co słyszeliśmy jest prawdą.
   - Zależy jeszcze, co słyszeliście - uśmiechnęła się kącikiem ust, wyczuwając niepokój eskorty. Dziwne, że właściciele mieszkania jeszcze nie zainteresowali się sceną rozgrywaną pod samiutkimi drzwiami. Chociaż możliwym było, że nie chcieli się wtrącać. W końcu osoby stojące przed nimi nie należały do kategorii tych, z którymi warto zadzierać.
   - Skoro wolisz, żebym powiedział to wprost - agent westchnął przeciągle, jakby nużyła go ta rozmowa. Popatrzył na nią niebieskimi oczami, a ona miała ochotę wtopić się w drzwi pod wpływem jego spojrzenia. - Ludzie są przerażeni. Mówią o młodej dziewczynie, która w dziwny sposób zatrzymała rozpędzony samochód. Są zdjęcia, filmy na dowód. Ani tobie, ani nam to trochę nie na rękę, nieprawdaż? Wiele osób dużo by dało za taką osóbkę w swojej drużynie. A większość z nich nie należy do tych ”dobrych”.
*~*
   Milczała całą drogę, od czasu do czasu poprawiając tylko kosmyki czarnych włosów. Nie cieszyła jej nawet cała podróż Quinjetem ponad chmurami. A było czym się zachwycać. Mimo że po wejściu do samochodu musieli jej zasłonić oczy ze  względów bezpieczeństwa, to teraz miała możliwość podziwiania widoków. W pewnym momencie Phil dał jej ręką znak, by podeszła do stanowisk pilotów.
  Chcąc nie chcąc musiała zareagować. Z jej piersi wyrwał się jęk zachwytu, gdy przed nimi ujrzała coś niesamowitego.
   - Robi wrażenie, prawda? - odezwał się agent, wyrównując marynarkę garnituru. - Nazwaliśmy go Zephyr One.
   Brunetka nie odpowiedziała zafascynowana złożonością maszyny z ogromnym logo organizacji. Swoim kształtem przypominała drapieżnego ptaka. Prawie niemożliwym zdawało się, by tak masywna konstrukcja mogła latać. Najwyraźniej cztery silniki łudząco podobne to tych, jakie miał Quinjet, spełniały swoje zadanie. Odbijało się w nich słońce, nadając szybko kręcącym się śmigłom blasku. Przeraziło ją nieco to, że wszystko wskazywało na lądowanie na Zephyrze.
   Po zadokowaniu wejście otwarło się powoli, ukazując wnętrze maszyny. Młoda musiała aż przetrzeć oczy ze zdumienia. Na jej powitanie wyszła Laura! Wszędzie rozpoznałaby tę jej wściekle fioletową grzywkę. Rzuciła się na przyjaciółkę. Ta, zmiażdżona w uścisku sapnęła ze zdumieniem.
   - W-Wiktoria? - ostatnim tchnieniem wydusiła z siebie. - Co tu robisz?
   Druga w końcu ją puściła, uświadomiwszy sobie, że nieco przesadziła. Odsunęła się od szatynki, uważnie się jej przyglądając. Nie zmieniła się aż tak mocno. Te same zielone oczy o czarnych obwódkach; trzy piegi koło prawego oczka, zawadiacki uśmiech. Tylko wyglądało na to, że wyszczuplała, a obcasy sprawiały, że zdawała się być wyższa i zgrabniejsza. Miała na sobie jeansy i koszulę w zieloną kratkę, do tego na udzie kaburę z bronią. Wiktoria zmarszczyła brwi, widząc to.
    - Podziękuj agentowi Coulsonowi. On mnie tu ściągnął - nadąsała się lekko, ale pod karcącym spojrzeniem rówieśniczki rozejrzała się badawczo. Laura dała jej znak, że nie ma się czego obawiać, więc dodała - No dobra, zrobiłam coś nadprzyrodzonego na ulicy.
   - Zwariowałaś?! Nawet chyba Winx nie są tak głupie, żeby się wychylać! - skarciła ją sykiem. - A one to już przekraczają wszelkie granice. Chociaż tak patrząc to w sumie też nie są lepsze. Ale zrobić coś takiego? Zwłaszcza, że obowiązuje Porozumienie z Sokovii?
   Nie mogła tego pojąć, bo sama pilnowała się skrzętnie. Najwyraźniej znajoma nie widziała nic złego w podpisaniu dokumentu i bycia na każde zawołanie ONZ. Obdarzeni powinni móc używać mocy wtedy, kiedy chcą, a nie gdy im się to karze. Wściekła, nie czekała na jej odpowiedź, ruszyła w głąb Zephyra, wcześniej dając Coulsonowi znać, że wszystko jest pod jej kontrolą. Rzuciła tylko, iż teraz trzeba to wszystko odkręcić, albo przyjaciółka podpisze dokument.
   Wiktoria musiała podbiec kawałek, by za nią nadążyć. Rozpięła zimową kurtkę, rozglądając się ciekawie. Miała wrażenie, że znalazła się w technologicznym raju. Nowoczesne sprzęty jakby błagały ją, by się nimi zajęła. A już zwłaszcza te w centrum dowodzenia.
   - Jaki kurs, Fitz? - spytała Laura, zwracając się do młodego mężczyzny siedzącego przed jednym z ekranów. Sama zaczęła coś gmerać na tablecie, szukając danych. Niebieskooka w tym czasie z radością dziecka badała napisy na każdym z wyświetlaczy.
   - Zgodnie z poleceniami dyrektora kierujemy się do Gardenii - odpowiedział Leo z wyraźnym szkockim akcentem. Laura skrzywiła się, nie spoglądając jednak na niego. Nie przez akcent, lecz przez fakt, iż ta podróż była zarządzeniem dyrektora. Przeciągnęła palcem po ekranie, przesyłając zdjęcie na większy wyświetlacz.
   - Mogę prosić o analizę? To z Momentum Labs - objaśniła wyświetlany obraz. - Lepiej tego nie ruszaj Wiki – ostrzegła znajomą, która siedziała w wygodnym fotelu i najwyraźniej szykowała się do wciskania przycisków.
   - Znam się na tym – prychnęła z irytacją, słysząc ostrzeżenie, jednak odsunęła chciwe łapki, zaś Fitz jednocześnie z jej wypowiedzią dodał, że wyśle próbki do Simmons.
   - To dobrze. Ach, raczej nie dowiem się celu misji, prawda? W końcu ”ściśle tajne” - zakpiła brunetka przewracając oczami.
   - Nie tym razem - tych słów jednak nie wypowiedział Leopold, a Coulson wchodząc do pomieszczenia. - bo to ty się nią zajmiesz.
   Agent stanął przed ekranem, na którym jeszcze przed chwilą wyświetlone były materiały do zbadania. Nawet Wiktoria zainteresowała się tym, co ma do powiedzenia Phil. Już po chwili znajdowała się koło niego, a zaraz Laura oraz Fitz dołączyli do nich. Najstarszy włączył jakąś transmisję.
   - To była tylko kwestia czasu, zanim to się stanie - głos mówiącej przesiąknięty był goryczą. - Nie możemy już udawać, że zagrożenie Nieludźmi nie istnieje. Każdy z nich jest bronią, która teraz jest wycelowana w nas. Te wszystkie porwania młodych ludzi - to akt wojny. A jeśli na niego nie odpowiemy, będziemy odpowiedzialni za naszą własną zagładę. - podpis głosił, iż jest to jedna z wyższej postawionych osób w państwie.
   - Nie jest dobrze - Laura przygryzła wargę, gdy wywiad zastąpił kard z popularnego reality show o nazwie WOW. - Mam dziwne przeczucie, że to nie Nieludzie są odpowiedzialni za zniknięcia. No bo jaką korzyść mieliby z porywania praktycznie jeszcze dzieci? W dodatku, póki co, wszystkich z tego samego miasta? Jeśli nie będą nosicielami genu to na nic Terrigen; nie zamienią się w jednych z nich, a nie widzę innych korzyści. Osoby nadnaturalne raczej nie afiszują się ze swoją odmiennością. Nie, Thor nie jest jednym z nich - zastrzegła szybko. - Jego nadzwyczajność bierze się z młota. To, że pochodzi z Asgardu nie czyni go jakoś szczególnie wyjątkowym.
   - Laura! No nie mów mi, że jesteś zazdrosna o Odynsona! -  wtrąciła się nagle Wiktoria. - Myślisz, że może chodzić o kogoś jeszcze bardziej nadnaturalnego? - powiedziała, zmieniając szybko temat i zastanawiając się nad czymś intensywnie. - Popukała w ekran, robiąc zbliżenie na rudowłosą. - Sądzicie, że Winx mają coś z tym wspólnego?
   - Możliwe - tym razem odezwał się Fitz. - Krótko po występie w WOW, młoda dziewczyna, Anabelle, została porwana. Nie można wykluczyć faktu, że prowadzące mogły maczać w tym palce, ani tego, że są Nieludźmi albo jednymi z Watchdogs. Ciekawi mnie jednak, jak tego dokonały. Całą okolicę pozbawiono zasilania, a nie wykryliśmy żadnych MPE ani tego typu urządzeń. To też nie sprawka elektrowni.
   - Niekoniecznie one musiały być tego przyczyną - czarnowłosa pokręciła głową w zamyśleniu. - Wystarczył prosty pochłaniacz energii połączony z licznikiem i modułem Delariego. Albo destabilizator kwantowy - przygryzła w skupieniu wargę. Chciała jeszcze dodać coś o zaklęciu, lecz w porę ugryzła się w język.
   - W końcu ktoś mnie rozumie! - ucieszył się mechanik. - Ale chwila... taka technologia istnieje tylko w teorii.
   - Niekoniecznie. No, może tutaj tak, ale w innych światach postąpiono o krok dalej. Dajmy na to, w takim Asgardzie czy Magixie może być to technologia już dawno przestarzała.
   - A może tak w naszym języku? - Phil podrapał się po głowie, nie za bardzo odnajdując się w tej wymianie zdań, tak jak i zielonooka.
   - Chodzi o to - zaczęli mówić jednocześnie znawcy; Leo dał znak Wiki, by ona dokończyła - że niczym trudnym jest pozbawić miasto energii, by kogoś uprowadzić. Istnieje na to bardzo wiele sposobów, chociażby te wymienione.
   Laura zaczęła się przechadzać przed wyświetlaczami, myśląc intensywnie. Coś bardzo jej tutaj nie grało, nie wykluczała też ingerencji czarów. W końcu podjęła decyzję, wiedząc też, czego oczekuje od niej Coulson.
   - Zbadam tę sprawę - odezwała się, świdrując przyjaciółkę wzrokiem. - A ty, panno magiczna, mi w tym pomożesz.
*~*
   W oddali milkł ryk silnika Quinjetu, a Laura z Wiktorią rozglądały się ciekawie po uliczce. Drugą z nich od zawsze fascynowało miasto, w którym wychowała się ”słynna” Bloom.
   - Zabezpiecz kanał cztery - poleciła agentka, poprawiając zagięcie na rękawie specjalnego stroju.
   - Czwórka zabezpieczona - rozległ się głos Fitza w słuchawkach w ich uszach. Miał nadzorować całe przedsięwzięcie ze wznoszącego się daleko w górze Zephyra.
   Wiktoria uśmiechnęła się; cała ta sprawa zaczynała być ciekawa. Mimo pewnego lęku, chciała rozwiązać tę zagadkę.
    Zanim opuściły pokład maszyny dowodzącej, otrzymały jeszcze informację, że tą sprawą zajmują się już tajni policjanci. Coulson wyraźnie podkreślił, by nie ogłaszać im ingerencji S.H.I.E.L.D., co łączyło się z wykonaniem zadania ”po cichu”. Leo miał coś wykombinować, by na czas wizyty gliny miały inne zajęcie, a prasa nie wiedziała o misji.
   W Gardenii było przepiękne, ciepłe popołudnie, jako że to stan Kalifornia. Dziewczęta ruszyły pewnym krokiem przed siebie. Czarnowłosa zachwycała się scenerią, zaś Laura zachowywała całkowity spokój oraz nieprzeniknioną minę.
   - Zachodnia dzielnica; duży dom. Jestem pewien, że traficie. Zespół Coulsona zajmie się zbadaniem miejsca ostatniego porwania.
   - Przyjęłyśmy. My tym czasie przesłuchamy panienki-gwiazdki WOWu - zaśmiała się fanka technologii w odpowiedzi. Wciąż nie mogła uwierzyć, że ją do tego dopuszczono. Chociaż przygnębiający był fakt, że po powrocie będzie musiała podpisać porozumienie albo zostanie wysłana na wyspę bez powrotu.
   Wkrótce już, zgodnie ze wskazówkami, dotarły pod wskazany adres. Dodatkową pewność gwarantowała obecność wściekle różowego pojazdu. Serce Wiktorii biło przyspieszonym rytmem. To się dzieje naprawdę! W końcu poznam Winx! Cieszyła się w duchu. Laura zawahała się przez sekundę, zanim zapukała do drzwi.
   Otworzyła im ciemnowłosa kobieta, na widok której brunetka aż pisnęła z podniecenia, a jej towarzyszka zacisnęła mocniej zęby.
   - Agentka Laura Mirage - przedstawiła się, wyciągając odznakę. - I Wiktoria Tasno' de Luego z S.H.I.E.L.D. Chciałybyśmy zadać kilka pytań.
   - Ależ oczywiście, zapraszam. - Mimo tych słów minę miała nietęgą. Musa uchyliła szerzej drzwi, mrucząc coś o tym, by się pospieszyły. To było oczywiste, że ich nie zna. Upsik, najwyraźniej tylko osoby z ich klubu mogły być popularne.
   Nie patrząc nawet na otoczenie, podążyły za nią do zapewne salonu. Była tam jeszcze jedna członkini Winx - Flora.
   - Reszta szykuje się do programu - objaśniła krótko cichutkim głosikiem, nie wiadomo czemu rumieniąc się. - Może herbatki ziołowej?
   Laura odmówiła grzecznie, słuchając jednocześnie poleceń od Fitza. Gdyby mogła, zmarszczyłaby gniewnie brwi, gdyż to, co miał jej do powiedzenia, bardzo nie przypadło nastolatce do gustu. Wiktoria zaś nie mogła się powstrzymać i tak oto Florka zniknęła w kuchni, by po chwili przynieść filiżankę z parującym napojem.
   - A więc, co to za pytania? - przerwała ciszę niecierpliwa Musa.
   - Ta dziewczyna – tym razem czarnowłosa wyświetliła na ekranie komórki zdjęcie Anabelle. - Zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Chciałybyśmy się dowiedzieć, co panie wiedzą na ten temat.
   - Nie znałyśmy Anabelle zbyt dobrze - zaczęła ciemnowłosa kobieta. - Pomagałam jej się przygotować do występu, nic więcej. Pojęcia nie mam, jakim cudem zniknęła.
   Łgała. Gadżeciara wyraźnie czuła, jak Musa mija się z prawdą. Jej towarzyszka najwyraźniej też miała tego świadomość. Fioletowowłosa sięgnęła do swojego ucha, wyłączając komunikator należący do niej oraz ten koleżanki, ku jej zdumieniu.
   - Oni nic nie wiedzą, prawda? - zapytała Wiktoria cicho.
   - Nie i nie mogą się dowiedzieć.
   Wymiana zdań nastąpiła bardzo szybko, lecz Musa i tak zdołała wychwycić te słowa, unosząc w milczeniu brwi. Flora chyba nic nie zauważyła. Krótkie zaklęcie i czarodziejka muzyki już zdawała sobie sprawę, z kim ma do czynienia. Nasze agentki od wejścia do domu wiedziały co nieco o Winx i ich działalności na Ziemi. A nawet już wcześniej, w końcu były sławne. W zielonookiej ta fala energii wzbudziła gniew.
   - Nie słyszałyście o porozumieniu? - ku zdumieniu, słowa Wiktorii zabrzmiały gorzko. Nieświadomie zmieniła formę na ”ty” - Ziemskie czarodziejki ukrywają swoją obecność.
   - A potem nagle pojawiacie się wy, rzucając zaklęciami na prawo i lewo, niszcząc całą wypracowaną przez innych przykrywkę - dokończyła ponuro Laura. - Nie sądźcie, że inne wróżki o tym nie wiedzą. Naprawdę aż tak się palicie do podpisu? Do noszenia zegarków badających funkcje życiowe, aktualną pozycję? Wiktoria przez jedno, głupie zaklęcie będzie musiała podpisać dokument. - Flora próbowała jej przerwać, lecz nie została dopuszczona do głosu.
   - Nie stoicie ponad prawem - druga z wróżek zaczynała wątpić w swoje idolki. - Inni zdają sobie sprawę z rzeczy nadnaturalnych, ale myślą, że to Nieludzie. Chcecie to psuć?
   - Absolutnie nie! - oburzyła się czarodziejka natury. - Staramy się utrzymać sekret.
   - A od kiedy używanie zaklęcia do ”zbadania nas” nazywa się utrzymywaniem sekretu? - zaoponowała agentka, a czarodziejka natury spiorunowała wzrokiem Musę, która zaczęła się bronić:
   - Chciałam tylko sprawdzić z kim mamy do czynienia! Skąd mogłam wiedzieć, że są jednymi z nas?
   - Trzeba było pomyśleć - warknęła na nią. - Więc, czego oczekiwałybyście od nas?
   Nastolatki wymieniły między sobą uradowane spojrzenia. W końcu Winx zaczęły mówić z sensem.
*~*
   Gdy tylko Laura z powrotem przywróciła komunikację, nasłuchała się co nieco od nadzorującego akcję. Uspokoiła go jednak, po raz kolejny zapewniając, że sprawuje nad wszystkim pełną kontrolę. Po krótkiej naradzie ustaliły, że poszukają talentu na własną rękę, zostawiając reszcie gwiazd blask kamer.
   W gardeńskim parku zaczynał się jakiś przedświąteczny festiwal. Ciężko wymarzyć sobie lepsze miejsce na znalezienie utalentowanej osóbki. Pierwsi z występujących stroili ciągle instrumenty, a już zgromadziła się spora liczba ludzi, utrudniająca nieco zadanie. By przeszukać większy teren, rozdzieliły się. Musa trafiła do drużyny z Wiktorią, zaś Laura z Florą. Idealnie się dobrały, zwłaszcza jeśli chodziło o przeciwstawne charaktery.
   Gdy patrolowały teren, czarodziejka muzyki próbowała jakoś rozmowę:
   - Więc, jaką masz moc? Bo ja władam...
   - Dźwiękami. Wiem - zaśmiała się niebieskooka i dodała - słyszałam co nieco. W moim przypadku to technologia, jak u Tecny. W dodatku uwielbiam technikę.
   - A wiesz, że magia nie zawsze wiąże się z pasjami? Stella przykładowo nie znosi astronomii, chociaż włada słońcem i księżycem. Bloom rysuje, a to niezbyt łączy się z ogniem, prawda?
   - No tak - zgodziła się Wiki, myśląc nad poruszoną kwestią.
   Podskoczyła z przestrachem, gdy niedaleko rozległ się potężny huk, a zaraz po nim krzyki. Kobiety spojrzały po sobie i ruszyły biegiem w tamtym kierunku.
   - Nie angażować się! Na litość... nie angażujcie się w to! - rozbrzmiewał w słuchawkach głos Laury, który jednak zgodnie zignorowały, gnając ile sił w nogach. Nie mogły lekceważyć osób w potrzebie.
*~*
   Pod pewnymi względami były z Florą do siebie podobne, a jednocześnie tak różne. Rozmowa kobiet jakoś się nie kleiła; nie miały po prostu wspólnych tematów.
   - Ej, jak wy wykrywacie utalentowane osoby? - Mirage nagle przystanęła, marszcząc brwi. - Bez magii to niemożliwe, byście tak celnie trafiały.
   - Jakkolwiek to nie zabrzmi, miewamy wizje dzięki Dremixowi - uśmiechnęła się Flora, dając jej ręką znak, by się nie zatrzymywała. - Kiedy jest niedoceniany talent, niespełnione marzenie, widzimy taką osobę.
   - Okej... Powiedzmy, że rozumiem... - zamilkła, rozglądając się ukradkiem. - Zastanawiało mnie to bardzo. Nie oglądaj się. Dwóch mężczyzn. Podążają wytrwale za nami - nagle roześmiała się, jakby powiedziała coś śmiesznego, dodając - Zachowuj się normalnie. Możesz się na mnie obrazić, ale nie przepadam za tym całym WoWem.
   Flora zesztywniała na wieści o tropicielach, a na jej plecach pojawił się mimo wszystko zimny pot. Próbowała udawać, że nic nie wie, ale niezbyt jej to wychodziło. Pod tym względem nie nadawała się na szpiega. Założyła włosy za ucho, czując próbę kontaktu. Źrenice wróżki natury rozszerzyły się nienaturalnie, prawie pochłaniając zieleń jej tęczówek, gdy usłyszała ostrzeżenie od roślin.
   - Padnij! - pchnęła nagle towarzyszkę na ziemię.
   W momencie, gdy upadły, gdzieś blisko za nimi nastąpił wybuch. Poleciała na nie gleba wraz z kawałkami roślin. W oczach Flory za perliły się łzy, gdy odczuła ból przyjaciółek; Laura za to otrząsnęła się po chwilowym szoku, przeturlała się na bok, wyjmując z kabury pistolet. Rozejrzała się niespokojnie, tylko po to, by ujrzeć sylwetki w psich maskach.
   - Biegnij! - pomogła Florce wstać i pociągnęła ją w kierunku sceny. - Nie angażować się! Na litość... nie angażujcie się w to! - krzyczała jednocześnie do komunikatora.
   Doskonale wiedziała, z kim mają do czynienia. Watchdogs. Grupa, która robiła wszystko, by wyeliminować tych z mocami. W pewnym momencie zderzyły się boleśnie z jakimiś ludźmi. Otoczyła je grupa uzbrojonych mężczyzn, wymierzając w nie broń. Flora uniosła głowę, oddychając delikatnie z ulgą, widząc, że osoby, na które wpadły to Wiktoria z Musą, lecz zaraz mina jej zrzedła.
   - Oddajcie Nieczłowieka, a zostawimy was w spokoju - zażądał przywódca.
   Niebieskooka musiała działać szybko, skoro chodziło o nią. Drugi raz nie popełni tego samego błędu. Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, rzuciła zaklęcie. Z pozoru nic się nie zmieniło; Laura odwróciła się, strzelając do napastników, a czarodziejka technologii wytworzyła wokół znajomych tarczę.
   - Lustrzany wymiar? Sprytnie – pochwaliła agentka koleżankę, zupełnie nie zwracając uwagi na zdumione miny Winx. - Nawet jak coś zniszczymy, nie wpłynie to na nasz świat.
   Jednak te, patrząc na siebie, już po chwili zgodnie krzyknęły „Dreamix”, by mieć na sobie kolorowe stroje. Wzmocniły zaklęcie nastolatki, która postanowiła pokazać siłę Enchantixu. Potężne czarno-fioletowe skrzydła błysnęły w słońcu, lecz mężczyzn to nie odstraszyło.
   - Poddajcie się Nieludzie – warknął jeden z nich.
   - Kpisz sobie? - prychnęła Musa. - Czy ślepy jesteś? Skrzydła. SKRZY-DŁA – powiedziała wolno, dłońmi obrazując słowa. - Mamy skrzydła. Każde dziecko wie, że tylko wróżki takie mają.
   Florka w tym czasie przekonywała lustrzane roślinki do pomocy. Pędy powoli zdawały się na panią natury. Walka wydawała się z góry przegrana dla zamaskowanych, a jednak ostrzał z broni nie zawierał zwykłych pocisków. Te z łatwością radziły sobie z ochroną dziewcząt, w jakiś sposób niszcząc strukturę zaklęcia.
   - Nie zamierzasz nam pomóc? - zwróciła się Wiktoria do strzelającej Laury, która wciąż miała na sobie zwykły strój agentki.
   - Po co? - syknęła w odpowiedzi. - I tak Winx zgarną wszystkie zaszczyty. - Zrezygnowała jednak z broni palnej, wznosząc się nad ziemię, by z pomocą ognistej energii spętać jednego z napastników, który najwyraźniej zwariował, atakując ją w pojedynkę. - Macie wszystko w porządku z główką? - zapytała uprzejmie, rzucając nim o deski sceny. Wtedy jej rękę przeniknął potworny ból kuli przeszywającej ciało. Zawyła wściekle. - A teraz to się wkurzyłam!
   Nie chciała używać skrzydeł, dopóki nie będzie to naprawdę konieczne. Zaczynała naginać rzeczywistość; kochała to robić, a reszta szybko podłapała zasady. Tylko tutaj było to możliwe, w normalnym świecie nie miałaby aż takiej mocy. Ten wymiar je wzmacniał. Młoda ostrożnie gestykulowała rękoma, sprawiając, że całe otoczenie zaczęło się obracać. Czarodziejki w porę podfrunęły do góry, by nie zjechać. Jeden z napastników złapał Musę za nogę, jakby próbował uniknąć przeznaczonego mu losu.
   - Puszczaj mnie! - krzyknęła muzyczna, lecz nawet kopniaki na nic się zdawały. Posłała więc ku mężczyźnie falę dźwięku, a Wiktoria w pewien sposób zagięła fragment podłoża, więc w efekcie facet zaliczył niezłą glebę.
    - Ouuuu! Tak się daje kosza! - przybiły sobie piątkę. - Za wysokie progi, jak na jego nogi!
   Jednocześnie Flora nawiązała sojusz z szatynką i razem robiły spustoszenie płonącymi kwiatkami i ognistą klatką. Wcześniej jednak wróżka natury zajęła się ramieniem towarzyszki. W końcu wszystko znajdowało się do góry nogami, by już po chwili wracać do normy.
   Walka się tak naprawdę skończyła; część z niechętnych czarodziejkom leżało na ziemi spętanych, zwijając się przy okazji z bólu, część zaś spoczywała nieruchomo. Wiktoria prychnęła na ich widok, powoli wycofując wszystkich z wymiaru. Wydawało się, że będzie już dobrze. A jednak...
   - Kakofonia! - krzyknęła jeszcze Musa, uderzając pięścią w podłoże w momencie przejścia między światami.
   Nikt nie wiedział, dlaczego to zrobiła.
   Nikt nie zdołał jej powstrzymać.
   Pech chciał, że fala uderzeniowa znalazła swoje ujście w rzeczywistości, Wiktorię i Laurę wyrzucając w dalszej odległości od Winx, a je same wystawiając na widok kamer, które miały relacjonować cały koncert. Jedno szczęście; ich skrzydła zniknęły zaraz po przekroczeniu granicy rzeczywistości, chociaż siła zaklęcia zwróciła na nie uwagę.
   Ludzie podnosili się, z początku będąc w ogromnym szoku. Paru z nich z przerażeniem wymalowanym na twarzy zaczęło uciekać, jak najdalej stąd. Ci zaś, którym rozum tego nie podpowiedział, zapałali gniewem. Wszystkie porwania, zamieszania, a teraz możliwe, że stały przed nimi sprawczynie.
   Wściekłość wzięła górę nad rozsądkiem.
   Zanim Flora z Musą zdołały jakoś zareagować (A może nie chciały tego robić?), wściekli ludzie zaczęli je szarpać, wrzeszcząc wyzwiska. Atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca za sprawą podjudzania przez media, lęk, napięcie, stres. Jeżeli za bardzo się nakręcą, może dojść do strasznych rzeczy.
   Laura zniknęła gdzieś w rozwrzeszczanym tłumie. Wrzawa raniła uszy nastolatki, a znajomych dawno już straciła z oczu. Ta cała złość przerażała ją, a dodatkowo wzięto ich za Nieludzi. Niedobrze, bardzo niedobrze. Rzucane wyzwiska, pełne nienawiści, kierowane były w stronę Winx.
   Musiała coś zrobić, więc jakimś cudem wskoczyła na scenę z porzuconymi instrumentami. Już nikt nie przygotowywał się do koncertu. Każdy obecny był w wojowniczym nastroju. Odbezpieczyła sprawnie swoją broń i wystrzeliła w górę, by hukiem zwrócić na siebie uwagę. Najbliżej zgromadzeni spojrzeli na agentkę z lękiem.
   - DOSYĆ TEGO! - krzyknęła Laura, a jej głos poniósł się echem po parku. - Spójrzcie na siebie, co wy wyprawiacie?!
   Przez uciszony tłum przedzierała się ku niej czarnowłosa. Ludzie robili jej przejście z odrazą wymalowaną na twarzach; mimo to pozwolili dziewczynie też wejść na podwyższenie. Odezwał się wpierw pojedynczy głosik, by dołączyły zaraz do niego zaraz kolejne, skandujące rytmicznie:
   - Precz z Nieludźmi! Precz z Nieludźmi!
   - Cisza! - inicjatywę przejęła Wiktoria. - Uciszcie się w końcu! Czymże one zawiniły?
   - Dziękuję - Laura skinęła jej głową, gdy zapadło milczenie. Wiktoria pozwoliła jej przemawiać, sama utrzymując ludzi na bezpieczny dystans, a szatyna podjęła monolog - Tym, że są inne? To nie jest złe, bycie różnym jest wyjątkowe. Macie już Porozumienie z Sokovii. Mało wam?! Dosyć już ograniczyliście wolność. Nieludzie, których tak oskarżacie, nie mają z tą sprawą nic wspólnego! One nawet nimi nie są! - wyładowywała tym całą swoją frustrację. Przez chwilę trwała idealna cisza, potem jednak rozległ się męski głos:
   - Kłamca! Kłamca! Kłamca!
   Ktoś rzucił w nią kamieniem. W ostatniej sekundzie zdołała go zatrzymać jednym, prostym zaklęciem. Z początku nastolatka przeraziła się, że zdradziła swoją odmienność, ale to uczucie wyparła irytacja i determinacja.
   - Tak! Jestem jedną z nich! Jestem czarodziejką! - wypowiedziała w końcu ten fakt na głos. - I jestem z tego dumna. - Uświadomiła sobie, że naprawdę tak jest. - Stoją wśród was istoty, które z łatwością mogłyby władać Ziemią. A mimo to jesteście wolni, chociaż my tego powiedzieć nie możemy. Zawiniłyśmy wam kiedyś? Pewność miała zapewnić ONZ, a nadal są wątpliwości. Nie wszyscy są źli, a my chcemy tylko żyć normalnie. Mogę się założyć, że tacy jak my są wśród tego tłumu, że nie jesteśmy same - zakończyła.
   Uśmiechała się cały czas, nawet gdy siłą ściągniętą ją ze sceny, nawet gdy porwali ją wściekli ludzie. Nie zauważyła, jak Coulson przedzierał się ku niej przez zgromadzenie. No właśnie... Coulson? A skąd on się tu wziął?
*~*
   Siedziała w Zephyrze z opuszczoną głową, zaszyta gdzieś w najdalszym kącie, bawiąc się kulką ognia; ostatnim zaklęciem pełnym wolności. Wiktoria kilka razy przemawiała do niej telepatycznie, przepraszając po stokroć za całą sytuację, lecz Laura uparcie milczała. Nie cieszyło jej nawet to, że Winx poniosą konsekwencje. Po interwencji S.H.I.E.L.D. rozdzielono czarodziejki, by ograniczyć ryzyko przed złożeniem podpisu. Rozkazy z góry.
  Spojrzała w kierunku usłyszanych kroków. Phil ze stęknięciem usiadł koło niej. W końcu nastolatka nie mogła znieść panującej ciszy.
   - No dalej - jęknęła. - Nawrzeszcz na mnie, nazwij mnie nieodpowiedzialną. Powiedz, że dyrektor mnie wyrzuci. No cokolwiek!
   - Nie, nie zrobię tego. Byłaś naszym asem w rękawie, o którym nie wiedziała nawet drużyna. Postąpiłaś lekkomyślnie, ale może dzięki temu ludzie będą mniej nienawidzili odmieńców.
   - Wątpię...
   - Będzie dobrze - kontynuował Coulson, jakby nie zauważył jej wtrącenia. - Każda decyzja ma swoje konsekwencje. Przykro mi jedynie, że będziesz musiała podpisać dokument. Wiem, że go nienawidzisz.
   - Też jest mi przykro - umilkła na chwilę, lecz potem podjęła - W sumie, jak nas znaleźliście?
   - Nie było to trudne - zaśmiał się agent. - Ciężko byłoby was nie odnaleźć, zwłaszcza, że mówią w telewizji o tym zdarzeniu. A tak na poważnie, to gdy tylko przekroczyłyście światy, komunikacja padła. Fitz zorientował się, że jest coś bardzo nie halo i podesłał nam współrzędne, byśmy zbadali sprawę. Odważnie, nie powiem. Jesteście tematem tygodnia.
   - Długo nie wrócę w teren, prawda? - Laura spojrzała na niego. Nie musiał odpowiadać, wyczytała to w jego oczach.
*~*
   Widząc startującego Zephyra, zawsze nie mogła złapać tchu z zachwytu. Tak potężna maszyna odrywająca się od ziemi była wspaniałym widokiem, chociaż chyba po raz pierwszy nie była to część misji czy zadania, gdy odlatywała bez niej. Zostawała w bazie. Ciemnobrązowe włosy nastolatki rozwiewały podmuchy powietrza, a ona zacisnęła palce na metalowym zegarku, który skalibrował dla niej Fitz. Nie chciał tego, lecz był zmuszony procedurami.
   Wróci w teren, jako wolna osoba, była tego pewna. Czarodziejki nie powstrzyma nawet Porozumienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz